Sławomir Fijałkowski
Menadżer, animator kultury, magister kulturoznawstwa i filmoznawstwa na Uniwersytecie Łódzkim, Wydział Filologiczny Kulturoznawstwo. Założyciel Forum Kina Europejskiego oraz Kina Charlie (należącego do Europa Cinemas i SKSiL) w Łodzi, nagrodzonego nagrodą PISF dla najlepszego kina. Ostatnio uhonorowany Odznaką i Nagrodą „Za Zasługi dla Miasta Łodzi”. Należy do różnych organizacji i stowarzyszeń m.in.: Stowarzyszenia „Łódź Filmowa” (członek – założyciel – prezes), Stowarzyszenia „Kina Polskie”, Członek Polskiej Akademii Filmowej, Przewodniczący Mediaklastra w Łodzi, członek założyciel Fundacji Filmowej SeMaFor, Fundacji Miasto Kultury i innych.
Anna Michalska (Muzeum Kinematografii w Łodzi): Od kiedy zaczął się Pana romans z kinem?
Sławomir Fijałkowski: Byłem kinomanem od dziecka. Chodziłem do kina „Spójnia” w moim rodzinnym Aleksandrowie Łódzkim, które miało siedzibę w remizie strażackiej. Tam oglądałem polskie komedie, ale też szalone filmy z Louis de Funèsem. Jeździłem do Łodzi do „Włókniarza”, DKF-u „Prexer” i „Romy”.
Kiedy w końcówce lat 90. zamknięto „Spójnię”, założyłem moje pierwsze kino, a właściwie DKF, na plebanii w Aleksandrowie. Raz w niedzielę ksiądz ogłaszał, że po mszy jest seans. I przychodzili widzowie. Wyświetlałem tam filmy, które mnie samego pociągały, np. „Zabić księdza” Agnieszki Holland, ale też tytuły, które nie do końca były zgodne z linią Kościoła: „Harry Angel”, „Strach na wróble”. Prowadziłem to kino przez kilka miesięcy, aż dostałem propozycję pracy w DKF-ie „Prexera”.
AM: Od tego czasu zaczyna Pan intensywną pracę w łódzkich kinach.
SF: W „Prexerze” pracowałem około pół roku. Wtedy zaczynały rozwijać się prywatne kina i tak w miejsce kina „Stoki” powstało kino „Exclusif”. Właściciel, Krzysztof Zagozda, zaproponował mi prowadzenie tego kina. Kino było położone blisko osiedla akademickiego, z którego ściągałem publiczność. Robiłem tam przeglądy kina erotycznego, pokazy filmów ze Schwarzeneggerem, premierę głośnego wtedy tytułu „Szybki jak błyskawica”. Kino żyło. Przekonany do mnie Zagozda oddał mi pod kierownictwo kolejne 3 swojekina: „1 Maja” (przy ul. Kilińskiego), „Wolność” (przy Przybyszewskiego) i „Lunę” w Zgierzu. Przez roku programowałem repertuar, zarządzałem ludźmi, zajmowałem się reklamą. W tym czasie spotkałem się z Bolesławem Parzyjagłą, dyrektorem instytucji filmowej „Helios”, w sprawie ewentualnej pracy dla nich. Nie było wtedy jeszcze prywatnego Heliosa. Wychodząc z tego spotkania wpadłem na Tomka Filipczaka, który zaproponował mi pracę w kinie „Przedwiośnie” (przy ul. Żeromskiego), z dnia na dzień. I tak zacząłem pracować w pierwszym prywatnym kinie w Polsce. Do tego Filipczak miał dystrybucję filmową – firmę „Europa”. Programowałem kino i udostępniałem kopie filmowe innym kiniarzom. W swojej sieci dystrybucyjnej miałem 60 kin. W 1992 roku poznałem Zbyszka Sieńczewskiego, który prowadził DKF „Sami swoi” na Politechnice Łódzkiej. Wspólnie założyliśmy spółkę Centrum Filmowe Pro Cinema (nazwa nawiązywała do powołanego w tym czasie prywatnego Centrum Filmowego Helios). CFPC opierało się na kinie „Sami swoi”. Szybko jednak dostaliśmy do zarządzania kino „Przedwiośnie”. W tym czasie dostałem także propozycję pracy w kinie „ŁDK Studyjne”. Moim pracodawcą był Film Polski. W ŁDK swoją siedzibę miała też Młodzieżowa Akademia Filmowa.
To był najpiękniejszy okres w moim życiu.
Cały czas robiłem różne rzeczy jednocześnie: byłem producentem radiowym, szefem dystrybucji i redystrybucji w „Europie”, programowałem „Przedwiośnie”, studiowałem filmoznawstwo (dziennie!). W tym okresie założyłem też rodzinę.
AM: Jakie wielkie wydarzenie filmowe Pan najlepiej wspomina?
SF: W maju 1994 roku w Teatrze Wielkim w Łodzi odbyła się premiera filmu „Trzy kolory. Czerwony” Krzysztofa Kieślowskiego w ramach obchodów 100-lecia kina. Pokaz „Czerwonego” poprzedził pokaz francuskiego filmu niemego „Szachista” z towarzyszeniem wielkiej orkiestry symfonicznej, którą dyrygował Zbigniew Szostak. Przy tym przedsięwzięciu pracował wielki zespół (m.in. Mietek Kuźmicki, Zygmunt Machwitz, Zbyszek Sieńczewski i ja), bardzo mocno pomogła też ambasada francuska.
To był 5-godzinny wieczór, z widownią wypełnioną po brzegi. Przyjechali Krzysztof Kieślowski, Krzysztof Piesiewicz, Jean-Louis Trintignant. W ciągu trzech tygodni zrobiliśmy coś nieprawdopodobnego: zamieniliśmy teatr w kino. Nie tylko zdobyliśmy środki, ale też pożyczyliśmy i zainstalowaliśmy ekran (z Gdyni), projektor, nagłośnienie. To była pierwsza projekcja w Teatrze Wielkim, w którym przecież później odbywał się festiwal Camerimage.
To był gigantyczny sukces Łodzi Filmowej.
AM: Proszę opowiedzieć o kinie „Charlie”.
SF: Zawsze chciałem mieć swoje własne kino. To było moje marzenie. Zygmunt Machwitz w 1994 roku powiedział mi, że jest sala w dawnym Łódzkim Ośrodku Kształcenia Ideologicznego, przy ul. Piotrkowskiej 203/205. Wtedy znajdowała się tam siedziba delegatury Polskiego Czerwonego Krzyża. Podstawowa rzecz to wyposażenie kina. Ale skąd wziąć na to pieniądze? Ponieważ pracowałem wtedy w Radio Łódź, to wystąpiłem z prośbą o pożyczkę do prezesa. Zaproponowałem, żeby radio wyszło do ludzi, żeby w tym nowym kinie otworzyć Muzyczną Scenę Radia Łódź. Jako osoba prywatna, Sławek Fijałkowski, dostałem pożyczkę w wysokości 30 tys. zł.
Kino „Charlie” otworzyłem 25 listopada 1994 roku. Fotele pochodziły z warszawskiego kina „Femina”, które przechodziło remont, później zostało pierwszym minipleksem w Polsce. Układając program „Przedwiośnia”, myślałem o pętlowaniu z „Charliem”. Program kina od początku łączył komercyjny repertuar z DKF-em. Pokazywałem wszystko, co było najciekawsze na rynku, od „Leona zawodowca”, „Lotu nad kukułczym gniazdem” po „Młode wilki” plus imprezy tematyczne, przeglądy, spotkania. Zacząłem też regularnie organizować imprezy sylwestrowe, nocne maratony filmowe. Z zaprzyjaźnionych ambasad wyjeżdżałem z autem wyładowanym filmami.
Nieoczekiwanie przyszedł kryzys: PCK wypowiedziało mi umowę i na rok kino przestało istnieć. Potem zmieniła się sytuacja polityczna i wygrałem – w tej samej sali – przetarg na stworzenie Europejskiego Centrum Kultury Audiowizualnej. Postanowiłem zacząć wszystko od nowa. Założyłem, że robię kino, które za rok – półtora prześcignie „Cytrynę” Zbyszka Sieńczewskiego, która wówczas była mocną marką, za 4 lata – prześcignie „Polonię”.
Zaczynałem od tego, że na sali było kilka osób.
Systematycznie pracując, postawiłem na rozwój kina. Budowałem drugą, małą salę. Związałem się z Gazetą Wyborczą, wymieniłem ekran, zmieniłem nagłośnienie. Cały czas inwestowałem. W latach 2000. miałem już 2 sale, zbudowałem swoją oddaną publiczność, moje pomysły były dobrze oceniane przez instytucje dotujące. Naszymi gośćmi była niezliczona ilość twórców filmowych oraz artystów. Od 2002 roku kino przyznaje Złote Glany, prestiżową nagrodę dla twórców niezależnych oraz wybitnych osobowości świata sztuki i kultury. Wśród laureatów znaleźli się m.in. Agnieszka Holland, Andriej Konczałowski, István Szabó, Petr Zelenka, Tinto Brass, Otar Iosseliani, Krzysztof Zanussi, Zbigniew Rybczyński Natalia LL, John Malkovich, Zbigniew Libera, Daniel Olbrychski, Sławek Grunberg, Tadeusz Konwicki, Jaco Van Dormael, Lech Majewski, Tomasz Bagiński, Xawery Żuławski, Filip Bajon, Márta Mészáros, Jerry Schatzberg czy Krzysztof Krauze. Ciężka praca, znajomość kina i kreatywność sprawiła, ze przetrwaliśmy tyle lat na rynku. Kina się zamykają, a my szukamy nisz, wciąż nowego dostępu do widowni. W tym roku mamy 20-lecie działalności kina, które – teraz mogę to spokojnie powiedzieć – działa bardzo dobrze.
AM: Największą imprezą, przez Pana organizowaną, jest Forum Kina Europejskiego.
SF: Pierwsze Forum Kina Europejskiego odbyło się w 1992 roku w „Przedwiośniu” i kinie ŁDK. To był pierwszy rok, kiedy nie odbyły się konfrontacje filmowe. W ramach forum robiliśmy imprezy, jakich dotychczas w Polsce nie było. Robiliśmy nie tylko przeglądy filmowe i spotkania, ale prawdziwe wydarzenia interdyscyplinarne: performance, koncerty, pokazy mody filmowej, wystawy plakatów. Dzięki nam polska widownia poznała chociażby dzieła Pedro Almodóvara.
Teraz, po 19 edycjach, jestem producentem i sponsorem swojej imprezy. Ale mam już coraz więcej lat i nie mogę podejmować frywolnych decyzji o dokładaniu do festiwalu.
AM: Jak sobie obecnie radzą małe kina?
SF: Przyszłość małych kin została zahamowana ekspansją multipleksów. Najtrudniejszy dla polskich kin był rok 1992. Zamknęło się wtedy 600 kin. Frekwencja w kinach sięgnęła dna. Rynek się rozpadł. Królował VHS. Brakowało filmów polskich, brakowało regulacji prawnych. Potem do gry wkroczyli duzi gracze, powstały pierwsze multipleksy. Po 1994 roku zaczęła się ochrona praw autorskich w Polsce, ale rynek kinowy zmienił się znacząco. Większość kin tradycyjnych, które się utrzymały, musiała się zmienić, podążyć za standardami wyznaczonymi przez najlepsze, głównie arthousowe kina, które są zrzeszone w sieci kin Europa Cinemas. Do takich kina należy kino Charlie, Muranów czy Kino Pod Baranami w Krakowie.
Starych animatorów zastąpili fachowcy, menadżerowie, analitycy kultury, czy kierownicy kin, którzy rozumieją mechanizmy budowania widowni, znają zasady marketingu i zarządzania w obszarze kultury. W miejsce starych projektorów pojawił się sprzęt cyfrowy, a smętne, zakurzone ściany zostały zastąpione nowoczesnymi wnętrzami. Zamiast ścigać się z multipleksami o wielkie hity, kina tradycyjne zaczęły rozwijać autorskie programy budowania repertuaru w oparciu o wartościowe filmy, zwracając przede wszystkim uwagę na budowania więzi społecznej, relacje z własną widownią i programy edukacji młodej widowni. Małe kina już nie tylko wyświetlają filmy premierowe, ale wyświetlają transmisje oper, spektakli teatralnych oraz innych wydarzeń kulturalnych czy sportowych. Cyklicznie odbywają się w nich spotkania z realizatorami filmów, festiwale filmowe oraz przeglądy kina europejskiego i światowego. Ich wyróżnikiem jest budowanie więzi z widzem. Tworzą się relacje niemal przyjacielskie, dochodzi do wymiany poglądów i spotkań międzypokoleniowych. Bardzo ważną grupą odbiorców, szczególnie aktywną od kilku lat, są seniorzy. Ci cenią małe kina i ich specyfikę, bo pamiętają DKF-y i niegdysiejsze kina studyjne.
AM: Czym jest dla Pana kino?
SF: Kino najpierw było moją rozrywką, a potem pasją. Początkowo myślałem, że będę literatem, poetą. Z czasem wybrałem kiniarstwo, bo wydawało mi się idealnym połączeniem moich zainteresowań, którymi chciałem się dzielić z widzami. Kino to budowanie miejsca z dwóch elementów: biznesu i kultury. Znam się na tym, kocham i mogę wnieść wartość dodatkową, tak, żeby każdy widz mógł z kina coś wynieść.