"Tu jest kino! Kina w łódzkim zapraszają"

Strona główna

Historie najstarszych kin w Skierniewicach zebrała i opracowała Krystyna Piotrowicz z Miejskiego Ośrodka Kultury w Skierniewicach (*fotografia tytułowa autorstwa Stanisława Ślubowskiego przedstawia kino Stolica)

As

Najstarsze kino w Skierniewicach istniało przy ul. Sienkiewicza nr 14 w domu Szpichlera w lokalu, w którym przed 1909 r. mieścił się Teatr Żydowski. Kino miało nazwę „As”. Do niemych filmów przygrywała Kazimiera Paszkowska. W 1938 r. przemianowano je na Kino-Teatr „Oaza”.  W latach 70. XX w. w budynku tym mieścił się zakład wulkanizacyjny, a obecnie są tam mieszkania.

Muza

W okresie międzywojennym w mieście istniało także kino „Muza”, mieszczące się w budynku dawnego dworca carskiego. Obiekt został wybudowany w 1848 r. w stylu orientalnym (mówiono, że mauretańskim) jako dworzec dla rodziny carskiej przyjeżdżającej do pałacu skierniewickiego, a następnie był wydzierżawiony Księstwu Łowickiemu i pełnił funkcję dworca na Drodze Żelaznej Warszawsko-Wiedeńskiej. Za czasów księcia Aleksandra Bariatyńskiego, budynek przeznaczono na teatr i wymówiono dzierżawę. Wówczas zaistniała potrzeba wybudowania drugiego dworca – powstał w 1875 r. wg projektu Heuricha. Po I wojnie światowej budynek dawnego dworca carskiego przeznaczono na potrzeby szkoły powszechnej dla dzieci kolejarzy, a w wielkiej Sali, dawnej poczekalni, odbywały się bale dobroczynne – budynek nazywano „Kulturą”. Wówczas to przez kilka lat mieściło się tutaj kino „Muza”.

W czasie II wojny światowej w budynku znajdowały się niemieckie magazyny. Podczas ich szabrowania po wyzwoleniu zaprószono ogień, obiekt spłonął, a potem został rozebrany. Znajdował się na terenie parku skierniewickiego, naprzeciwko dzisiejszej parowozowni.

Sejmik

Po  oddaniu do użytku nowo wybudowanego w 1927 roku Domu Sejmikowego jako siedziby powiatu, powstało kino „Stylowy”. Mieściło się przy ówczesnym Placu Legionów, obecnie – Skwerze Władysława Strakacza.  Kino popularnie nazywane „Sejmikiem” uważano wówczas za reprezentacyjny obiekt miasta. Zainstalowano tutaj najbardziej nowoczesną (jak na przełom lat 20. i 30. ubiegłego wieku) aparaturę dźwiękową. Pierwszymi właścicielami byli państwo Michałowscy z Warszawy. „Były miękkie fotele i ładna galerka, albo – jak się mówiło – jaskółka” (ze wspomnień A. Tomaszewskiej). Po wojnie kino nosiło nazwę „Związkowiec” i ta nazwa przetrwała do jego zamknięcia czyli do początków lat 70.

Satyr (Saturn)

Tuż po zakończeniu I wojny światowej w dawnej sali balowo-teatralnej Józefa Bindera przy ul. Senatorskiej 5 powstało kino „Satyr” (zamiennie „Saturn”), które w końcu przyjęło nazwę „Stolica”. Do niemych filmów przygrywał na fortepianie Żyd Stieglitz, który mieszkał na ul. Sienkiewicza. W okresie 20-lecia międzywojennego kierownikiem kina był Stanisław Bednarek, a bileterem Henryk Aleksandrowicz. W początkach lat 30. kino „Satyr” było jednym z pierwszych zelektryfikowanych obiektów w Skierniewicach. W tym czasie: „aparaty projekcyjne były bardzo prymitywne. Źródłem światła były aparaty węglowe, między którymi tworzył się łuk elektryczny. Strumień świetlny był bardzo silny, ale też gorący, co zawsze groziło pożarem. Taśma filmowa produkowana była z łatwopalnego celuloidu. Nawet niewielka usterka elementu sterującego przesuw taśmy powodująca zatrzymanie kadru na parę sekund, powodowała zapalenie taśmy i… pożar. Dlatego też kabiny projekcyjne obite były blachą”. (ze wspomnień A. Tomaszewskiej)

Anna Tomaszewska wspominała: „Każdą wolną chwilę spędzałam w Satyrze. Nie mogłam się powstrzymać przed pójściem do kina nawet w latach okupacji. Trzeba było stać w kolejce po bilet, jak przed wojną. Były normalne filmy. Chodzenie do kina było moim nałogiem”.

Ze wspomnień p. Różańskiego wyłania się natomiast taki obraz:

„Repetytio mater studiorum est. Nic dziwnego, że powtarzane niezliczoną ilość razy te same zdarzenia, pozostają na zawsze w pamięci. Podobnie jest z filmami z okresu dwudziestolecia międzywojennego, które wspominam. Mój ojciec chrzestny p. Stanisław Bednarek był właścicielem kina „Satyr” (zamiennie nazywanym „Saturn”) przy ulicy Senatorskiej tj. domu pp. Binderów.  Wiosna 1939 roku sprzedał kino „Saturn” i za uzyskane pieniądze nabył dom czynszowy w Warszawie. Ta kamienica legła w gruzach w czasie bombardowań Warszawy, a w grudniu 1940 roku pan Bednarek zmarł na zawał serca. Z panem Bednarkiem łączyły nas bardzo bliskie kontakty. Był kawalerem i stołował się u nas, bywał codziennie w naszym domu, poświęcając wiele czasu na zabawy ze mną i moim bratem. Bileterem w kinie był zaś mój wujek p. Henryk Aleksandrowicz. Miałem niczym nieograniczone wstępy do kina na wszystkie seanse. Do wszystkich właścicieli kin rozsyłane były przez dystrybutorów filmów prospekty- reklamy, które zawierały fotosy, obsadę aktorską i streszczenia… Zabierałem je do domu, a kilka z nich zachowało się u mnie do dzisiaj. Dwu- trzykrotne obejrzenie filmu i wiele razy oglądane prospekty na zawsze go utrwalało w pamięci (…) Któregoś wieczoru, jak zwykle, wybrałam się do kina. Z zapartym tchem śledziłem (nie po raz pierwszy) akcję filmu „Przeor Kordecki”. Tu tytułowy bohater Kordecki z monstrancją obchodzi mury klasztoru mocno uszkodzone przez Szwedów. Tu Szwedzi szykują się do szturmu, a tu mama wyszukała mnie na widowni i wyciąga za rękę. Rozgoryczenie moje nie miało granic i w poczekalni (gdzie masa ludzi czekających na następny seans) w odpowiedzi na perswazję mamy, że jest już bardzo późno, zamierzyłem się na nią nieszczęsnym karabinkiem… Przed kinem mama wyrwała mi karabinek z ręki i o zgrozo, złamała go na kolanie i wyrzuciła do śmietnika Do dziś brzmi mi w uszach ten mój, nie płacz, ale wręcz ryk…”.

Ze wspomnień uczniów gimnazjum im. B. Prusa (zapisanych w okolicznościowym wydawnictwie z okazji 100-lecia LO im. B. Prusa, 1999):

„Do kina „Stolica” chodziliśmy tylko na pierwszy seans o godz. 16, żeby uniknąć kłopotów. Dla uczniów była tzw. „godzina policyjna”. Polegała ona na tym, że po godz. 20 po ulicach Skierniewic, szczególnie przed kinem, przechadzały się tzw. trójki kontrolne nauczycieli i sprawdzały dlaczego młodzież przebywa w miejscu publicznym o tak późnej porze. Pani Smółkowa, która wykładała historię, wieczorami, dbając o moralność uczniów, sprawdzała lokalne kina, aby uczniowie nie oglądali niedozwolonych filmów. Rezerwowe drzwi w „Sejmiku” czy otwarte okna w kinie „Stolica” były wówczas bardzo przydatne. W latach 20. i 30. kieszonkowe ucznia było bardzo skromne, np. w wysokości 50 groszy, które ledwie starczyło na kino, o którym często można było tylko pomarzyć.”

W okresie okupacji kino należało do Niemców, a kierownikiem kina od maja 1941r. do listopada 1944 r. był Pawło Szandruk – Kawaler Orderu Virtuti Militari za dowodzenie w wojnie obronnej w 1939 r. Zatrudniał on Polaków poszukiwanych przez Niemców. Takie schronienie w kinie dostał m.in. prof. Jerzy Kulczycki –światowej sławy neurochirurg, który wtedy był bileterem.

Prof. Kulczycki tak wspomina kino i czasy młodości:

„Kino przed wojną nazywało się „Saturn” i było prywatną własnością, nie wiem jak nazywali się kolejni właściciele, jeden na pewno nazywał się Bednarek. A kin było przed wojną w Skierniewicach trzy.

Kino  „Saturn” przez kilka początkowych miesięcy okupacji podlegało  Zarządowi Miejskiemu i wówczas rozpoczęła się era tego pułkownika Szandruka. (…) To był pułkownik Wojska Polskiego, który pochodził z internowania w czasie wojny polsko-bolszewickiej.  Burmistrzem Skierniewic  był wówczas Artur Wittenberg, przedwojenny nauczyciel niemieckiego z gimnazjum im. B. Prusa i to on zaproponował Szandrukowi , żeby objął stanowisko kierownika kina. Było to jedyne kino, które działało w mieście podczas okupacji. Szandruk jako kierownik angażował ludzi do pracy w kinie… Filmy wyświetlane były  przez pięć dni w tygodniu dla żołnierzy niemieckich, a raz w tygodniu w sobotę był seans dla Polaków. W  ostatnim roku wojny kino stało się kinem wojskowym.

Była łapanka na rynku w Skierniewicach, ja wracałem, jako 16-letni chłopak, z tajnych kompletów. Złapano mnie i wsadzono do aresztu  w Magistracie. Chciano mnie wywieźć na roboty do Niemiec. (…) Siedziałem w tym areszcie, dwa dni, czy trzy dni.  Po wyjściu z więzienia rodzinnie doszliśmy do wniosku, że muszę pójść do Szandruka, który był dyrektorem kina i dobrym znajomym mojego ojca sprzed wojny. Przyszedłem, poznał mnie od razu i powiedział „przyjmę pana tutaj do kina od jutra”.   Moja pierwsza praca w kinie była na stanowisku  biletera. Po jakimś czasie dyrektor przeniósł mnie na inny etat, na górę, przy kabinie, gdzie się przewijało filmy. Było to stanowisko, które nazywało się przewijacz filmów. A ponieważ bardzo lubiłem aparaty i często zaglądałem do kabiny, to po jakimś czasie już pomagałem mechanikowi, który wyświetlał filmy i w końcu ja też wyświetlałem filmy.  Miałem bardzo dobre układy z  dyrektorem,  był na tyle nastawiony do mnie dobrze, że gdy były jakieś podejrzenia w stosunku do kogoś, że może pracować przeciwko Niemcom, a Szandruk o tym wiedział, mówił mi o tym i polecał zawiadomić, żeby ostrzec podejrzewanego.  Ja w dwóch takich sprawach brałem udział.  Pracowałem w kinie do wkroczenia Sowietów.
Miałem jeszcze inne przeżycia tam w kinie… Należałem do AK i między innymi kupiłem od niemieckiego żołnierza pistolet maszynowy, który schowałem w kinie, w niemieckim kinie (!) obstawionym przez wojsko  niemieckie, ale potem z kolegą wynieśliśmy potajemnie ten pistolet maszynowy. To była jedna sprawa, a druga wydarzyła się kiedy zbliżali się Sowieci, po powstaniu warszawskim. Front był na Wiśle. Dostaliśmy zawiadomienie, że będzie ewakuacja kina, a właściwie aparatury kinowej na zachód. Kazał mi wicedyrektor Sommer  pójść do koszar niemieckich po wóz konny z żołnierzem niemieckim, którym miały być przywiezione skrzynie na ten sprzęt na wysyłkę do Niemiec. Pojechałem do Sejmiku, gdzie były przygotowane  skrzynie, zawieźliśmy je do kina i kiedy znaleźliśmy się przed kinem, nadleciał  samolot sowiecki, który nas ostrzelał. A strzelał dlatego, że wóz był zielony i żołnierz niemiecki na wozie. Obaj uciekaliśmy, chowaliśmy się po kątach, a on latał w kółko i do nas strzelał. Przy wejściu do kina były murki za którymi w końcu się schowaliśmy. A ten strzelał jak wariat po oknach z kina. I potem jak odleciał weszliśmy do środka i  zobaczyliśmy  boazerie postrzelane, szyby powybijane. (…) Aparatura została.”
(zapis na podstawie wywiadu przeprowadzonego w marcu 2015 r.)